Klimczyk – Mała
Opowiadanie pielgrzymkowe
Upał. Ciężkie buty wtapiają się w asfalt. Idę lekko zamroczony zmęczeniem i palącym słońcem. Jak przez sen dobiegają do mnie słowa odmawianego różańca. W mojej głowie pojawiają się ciężkie jak smoła myśli: jaki sens ma to pielgrzymowanie?, po co ja już kolejny raz wyruszyłem na tę włóczęgę?, czy nie lepiej było zorganizować normalne rekolekcje w jakimś ośrodku z kilmatyzacją? Nagle przez te ciążące mi myśli przebija się czyjś spokojny głos:
– Chyba jest ksiądz dziś bardzo zmęczony? Pewnie ciężko się idzie w taki skwar w sutannie? Może wody?
Odwróciłem głowę, żeby zobaczyć, kto otoczył mnie taką troską. Zobaczyłem ją po raz pierwszy, choć szliśmy już kolejny dzień. Z przeuroczym i rozbrajającym uśmiechem podawała mi butelkę z wodą. Ugasiłem nią pragnienie i podziękowałem.
– Ile masz lat? – zapytałem po chwili.
– Jutro skończę dziesięć – odpowiedziała energicznie, choć jej oczy szkliły się od pielgrzymkowego zmęczenia.
– Nie bolą Cię nogi? – kontynuowałem naszą rozmowę.
– Bolą, bardzo mnie bolą, ale wczoraj lekarz zrobił mi opatrunek, więc dziś udało mi się przejść już 20 kilometrów.
– Nie lepiej było jechać nad morze z rodzicami i wylegiwać się na plaży? – zapytałem, uwikłany jeszcze moimi kryzysowymi myślami. Chciałem również dowiedzieć się, skąd ta mała ma taką motywację, aby pomimo bólu nóg ciągle iść dalej.
– Ja idę dla babci – powiedziała ze smutkiem i zaczęła bardziej kuleć, jakby ta myśl odebrała jej siłę. – Moja babcia jest chora i bardzo cierpi. Tatuś mówił, że niedługo będziemy musieli się z nią pożegnać. Ja bym chciała, żeby żyła, bo ona bardzo mnie kocha, i żeby już nie cierpiała. Ja wierzę, że Matka Boża ją uzdrowi. Proszę księdza, czy Matka Boża babcię uzdrowi, gdy dojdę na Jasną Górę?
Nie mogłem wykrztusić z siebie słowa. Wzruszenie chwyciło mnie za gardło.
– Będzie zdrowa. Na pewno – odpowiedziałem i nagle zrobiło mi się jeszcze bardziej gorąco. A jak nie będzie zdrowa? Jak ja tej małej spojrzę w oczy, jeżeli nie zostanie uzdrowiona?
Od tej rozmowy opuścił mnie kryzys pielgrzymowania. Szedłem dziarsko, dalej modląc się za babcię Małej. Jej nadzieja zaczęła wzmacniać moją wiarę w uzdrowienie babci. W końcu i ona, i ja byliśmy pewni, że babcia wyzdrowieje.
Szybko zbliżaliśmy się do Jasnej Góry. Zostało jeszcze 60 km, czyli 2 dni pielgrzymowania. W tę przedostatnią noc źle spałem. Leżałem na pace ciężarówki, słuchałem chrapania współbraci i wpatrywałem się w jaśniejące na wschodzie niebo. Wtedy usłyszałem cichutki głos zza ciężarówki:
– Proszę księdza.
Wysunąłem głowę spod plandeki i zobaczyłem Małą stojącą na boso i trzęsącą się z zimna.
– Mama dzwoniła. Babcia umarła w nocy.
Schowałem głowę w dłoniach. Co ja jej teraz powiem, ja, ksiądz?
– Ale niech się ksiądz nie martwi – mówiła dalej – Matka Boża wysłuchała naszych modlitw. Przed telefonem mamy przyśniła mi się babcia. Była bardzo radosna. Mówiła, że jest w niebie. A ja zapytałam, co się robi w niebie. I babcia odpowiedziała, że to samo, co się najbardziej kochało robić na ziemi.
– To co babcia robi teraz w niebie? – zapytałem mocno zdziwiony.
– Gotuje dziadkowi obiad i nie może się doczekać jego powrotu z pracy – odpowiedziała.
Jarosław Klimczyk CRL
Kraków 25.06.06r