„Byłem kapelanem biskupa Karola Wojtyły!”
Rozmowa z księdzem Tadeuszem Masłowskim CRL, kapelanem ks. bpa Karola Wojtyły z okazji kanonizacji papieża Jana Pawła II.
Rafał Przestrzelski CRL – Jak doszło do tego, że został ksiądz kapelanem ks. bpa Karola Wojtyły?
Tadeusz Masłowski CRL– Zanim dam odpowiedź na postawione pytanie, to najpierw może dobrze będzie zapoznać się z ważniejszymi wydarzeniami tego czasu w Kościele Powszechnym i krakowskim. I tak: 4 lutego 1958r. zmarł bp Stanisław Rospond, sufragan krakowski i pozostał sam ordynariusz abp Baziak, były metropolita Lwowski obrządku łacińskiego, którego władze komunistyczne nie cierpiały; 9 października 1958 roku zmarł Ojciec Święty Pius XII. Tenże papież jeszcze za swojego życia 8 lipca 1958 roku podpisał nominację na biskupa dla ks. Karola Wojtyły, czyniąc go biskupem tytularnym Ombii i zarazem sufraganem biskupa ordynariusza Krakowskiego. Biskup nominat Karol Wojtyła był najmłodszym, bo 38-letnim w gronie biskupów. Konsekracja biskupia Karola Wojtyły miała miejsce 28 września 1958 roku w katedrze na Wawelu.
Od nowo konsekrowanego biskupa sufragana otrzymałem dwa wyższe święcenia: subdiakonat i diakonat. To były moje pierwsze spotkania z nowym biskupem Karolem. natomiast święcenia kapłańskie otrzymałem w kościele xx. Misjonarzy na Stradomiu, wyświęcony przez ks. bpa Jana Kantego Lorka, ordynariusza Sandomierskiego, 19 czerwca 1960r. Wcześniej, przede mną funkcję kapelana ks. bpa Karola Wojtyły pełnił nasz ksiądz Rudolf Droździewicz CRL w roku 1959. W 1960r. przejął on katechizację młodzieży po ks. diecezjalnym Bolesławie Sadusiu, który został powołany do pracy w Wydziale Katechetycznym Kurii Metropolitalnej. I tak zaledwie w 2 miesiące po święceniach kapłańskich zostałem wyznaczony na kapelana do ks. bpa Karola Wojtyły. Przełożony Prowincji Polskiej Kanoników Regularnych Laterańskich ks. Emil Klenart w połowie sierpnia 1960r. zakomunikował, że przeznacza mnie do pracy jako kapelana biskupiego. Trzeba koniecznie przypomnieć, że zgodnie z prawem kościelnym księża biskupi sufragani, dziś mówimy biskupi pomocniczy, nie mają prawa do posiadania kapelana jako stałego pomocnika, natomiast posiadają tzw. kapelanów do czynności. I takim właśnie kapelanem zostałem.
W takim razie dlaczego ks. bp Karol Wojtyła wybierał sobie kapelanów z zakonu Księży Kanoników Regularnych Laterańskich?
Można tylko przypuszczać, że to dzięki ważnej roli i pozycji w Kurii Metropolitalnej Krakowskiej ks. Franciszka Grabiszewskiego, proboszcza parafii Bożego Ciała na Krakowskim Kazimierzu, który pracował w Sądzie Metropolitalnym. Znał on kilka języków, a do tego był bardzo dobrym znawcą języka łacińskiego. W tym czasie wszystkie sprawy na piśmie przesyłane do Watykanu były redagowane w języku łacińskim. Ks. bp Wojtyła cenił sobie ks. Franciszka i korzystał z jego szczególnej pomocy. I dlatego zapewne zwrócił się do zakonu o kapelana, tym bardziej, że w tym roku wyświęcono w naszym zakonie aż 7 kapłanów.
Jako kapelan, będąc bardzo blisko księdza biskupa Karola, jak go ksiądz postrzegał i jakim był człowiekiem?
Na to pytanie odpowiadam z całkowitym przekonaniem, że był to człowiek przede wszystkim bezpośredni, radosny, nigdy nie okazywał swej wyższości, lubił żartować. To co uderzało i pociągało do niego to, że miał ogromny wprost szacunek do starszych księży: proboszczów, kanoników, prałatów. Często wypytywał się jak wyglądała kiedyś praca kapłańska. Umiał i lubił słuchać innych. Nigdy nie widziałem go zdenerwowanego i nie opanowanego. Raz zdarzyło się, że odmówił grupie młodzieży sakramentu bierzmowania, bo byli intelektualnie w ogóle nie przygotowani. Spokojnie wytłumaczył dlaczego i kazał całą noc przygotować się z katechizmu, a na drugi dzień udzielił im tego sakramentu. Dobrze pamiętam, gdzie to było. Powiem tylko, że ta parafia budowała nowy, piękny kościół.
Jakie wydarzenie związane z ks. bp Wojtyłą zapadło księdzu najgłębiej w pamięci?
Wydarzeń i spotkań oczywiście było bardzo wiele, ale wszystkie raczej w ramach obowiązków kapłańskich. Spotkań z biskupem było wiele, potem, gdy został ordynariuszem i Arcybiskupem Metropolitą i w końcu Kardynałem. Były to spotkania w Kurii Metropolitalnej na comiesięcznych spotkaniach katechetycznych, wtedy przeważnie tylko samych księży i spotkania w parafiach. Jedno spotkanie z Księdzem Kardynałem Wojtyłą zapadło mi w pamięci. Było to w 1969r. Ja powróciłem do Krakowa z rocznej pracy w parafii Drezdenko. Ks. Kardynał przeprowadzał w parafii Bożego Ciała wizytację kanoniczną. Trwała ona prawie trzy miesiące, ponieważ ks. Kardynał wyjeżdżał w międzyczasie do Rzymu. Było to tak: już przed święceniami kapłańskimi, jako diakon, zachorowałem na kamienicę nerkową. Wychodzenie kamienia nerkowego trwało prawie 3 tygodnie. Potem, gdy przestałem być kapelanem i zacząłem uczyć dzieci przy parafii w salkach katechetycznych „rodziłem” kamienie prawie co dwa lata, za każdym razem kamień wychodził w wielkich bólach przez tydzień czasu. W tym dniu, o którym będziemy mówić skończyłem religię z dziećmi wieczorem. Dostałem nagle bolesnego ataku- zaczęła się wędrówka kamienia. Położyłem się do łóżka, drzwi z pokoju na korytarz nie były zamknięte i w tym czasie, po nabożeństwie w kościele, szedł korytarzem ks. kard. Wojtyła i proboszcz Grabiszewski. Ks. Kardynał wszedł do mojego pokoju i pyta się: „Co się stało?”. A ja na to, że kamienica nerkowa i że muszę swoje odleżeć i przecierpieć. Po chwili, jakoś bez większego zastanowienia powiedziałem: „Gdybym był kardynałem, to bym pewnie nie chorował”. Uśmiechnął się, następnie chwilkę zamyślony postał nade mną i na odchodne pobłogosławił. Po wyjściu ks. Kardynała, po jakichś 15 minutach kamień bez większych boleści „wyszedł”. Powtarzam „wychodzenie” kamienia przeważnie trwało w okropnych bólach przynajmniej tydzień czasu. A tu po 15 minutach. Ale nie koniec na tym. Przestałem wtedy chorować na kamienicę całkowicie, aż po dzień dzisiejszy, natomiast ks. Kardynał Karol zaczął chorować na nerki i kamienicę nerkową. Narzuca się samo, że wtedy wyprosił dla mnie cudowne uzdrowienie i moją chorobę przejął na siebie. Jak naprawdę było, może dobroć Boża kiedyś w niebie pozwoli to wyjaśnić.
Jestem mu wdzięczny nie tylko za zdrowie, ale że mogłem się dużo nauczyć od niego. Szczególnie jego umiłowania modlitwy. A resztę to tylko Deus Scit! Gdy byłem wikariuszem parafii Kamień w 1978r. ks. Kardynał miał wizytację kanoniczną w Kamieniu. Pamiętam jak wchodziliśmy po schodach: ks. Kardynał, ks. prof. Borowski, który też rezydował w Kamieniu, ks. proboszcz Krygier i ja jako wikariusz. Wtedy jakoś bez większego zastanowienia powiedziałem w stronę ks. Kardynała takie słowa: „ Życzę Eminencji, by został papieżem”. A ks. Kardynał odpowiedział: „Czy ty wiesz, co mówisz?” i powtórzył to drugi raz.
Chyba ksiądz wiedział co mówi. Życzenie się spełniło. A jak odebrał ksiądz tę niesłychaną wiadomość o wyborze przez konklawe kardynała z Krakowa na Stolicę Apostolską?
W tym czasie mieszkałem i pracowałem jako proboszcz w Kamieniu. Na drugi dzień po wyborze przyjechałem do Krakowa i spotkaliśmy się z ks. Droździewiczem, który mnie, a ja jemu gratulowaliśmy tego nadzwyczajnego wydarzenia z największą radością. Wtedy też myślałem o moich słowach życzenia by został papieżem. Było to jednak na pewno dzieło samego Boga, sam Jezus Chrystus wybiera swoich namiestników. Było mi też trochę smutno, że już nie będzie go w Krakowie, że nie będzie można jak dotychczas przyjść, usłyszeć jego słowa, dostrzec pełny życzliwości uśmiech na jego twarzy. W 1983 roku otrzymałem z Watykanu duże zdjęcie Ojca Świętego z błogosławieństwem imiennym i podpisem.
Czy ksiądz miał szczęście spotkać się bliżej z Ojcem Świętym Janem Pawłem II po jego wyborze?
Tak, byłem z pielgrzymką Solidarności Kraków PKS osobowy w 1993r. Mieliśmy spotkanie z Ojcem Świętym na dziedzińcu Damazego wewnątrz Pałacu Watykańskiego. Ojciec Święty z każdą grupą robił zdjęcie. Gdy podszedł do naszej grupy powiedział: „Tadziu, mój kapelanie”, do ludzi natomiast powiedział: „On był moim kapelanem.” Położył na moją głowę rękę i powiedział: „Aleś posiwiał!”, a ja na to odpowiedziałem: „Ojcze Święty to starość”, a on: „Ty i starość?” Później miałem jeszcze kilka okazji, by jechać do Rzymu z pielgrzymami, ale w zasadzie nigdy już się nie zgodziłem.
Czy ksiądz jakoś odczuwał, że ma do czynienia z człowiekiem świętym?
Przyznam się szczerze, że nigdy o tym nie myślałem i chyba nie mówiłem. Ale jego postawa wobec każdego człowieka mówiła sama za siebie, że jest to wyjątkowy człowiek, Boży kapłan, kardynał i na końcu Ojciec Święty. Tu muszę dodać, że jak został ogłoszony błogosławionym to codziennie nie tylko wzywałem jego wstawiennictwa, ale po prostu rozmawiałem z nim jak z żyjącą osobą i najlepszym ojcem. Szczególnie proszę żeby zesłał mi odrobinę swojego ducha kapłańskiego.
Jak ksiądz Tadeusz będzie przeżywał kanonizację w dniu 27 kwietnia br. aż dwóch świętych papieży, a szczególnie naszego umiłowanego rodaka Jana Pawła II?
O wyjeździe do Rzymu nawet nie mogę marzyć, bo jestem za stary i do tego dochodzą kłopoty ze zdrowiem. Samą kanonizację zobaczę na pewno przed telewizorem. Jeśli oczywiście pozwolą mi na to zajęcia duszpasterskie. Ale nie jako zwykły widz, lecz w duchu modlitwy, w łączności z pielgrzymami na Placu św. Piotra.
Serdecznie dziękuję księdzu za rozmowę i życzę wielu łask Bożych przez wstawiennictwo św. Jana Pawła II.